![]() |
Kingstown |
Lot z Barbadosu trwa ok. 45 minut, krótko, ale za bilety płaci się jak za zboże, ok. 260USD od osoby (powrotny). Niestety przemieszczanie się pomiędzy wyspami na Karaibach jest dosyć drogie, na Barbadosie alternatywy nie ma, brak połączeń promowych, zero konkurencji. Loty między wyspami oferują dwie linie LIAT i Caribbean Airlines. Można poszukać mniejszych przewoźników, z tym, że ich samoloty biorą na pokład zaledwie 6 osób, nie mają one stałego rozkładu i kosztują jeszcze więcej.
Na miejscu czekała na nas właścicielka wypożyczalni aut, która odebrała nas z lotniska i zawiozła do swojego domu, w którym miała również biuro. Za dobę płaciliśmy ok 55USD, dostaliśmy ok. 10-letni samochód na łysych oponach. Zgodnie z lokalnym prawem należy wyrobić sobie miejscowe prawo jazdy/zezwolenie, dokument taki wydaje policja, wypisuje na miejscu od ręki, koszt to ok. 65ECB.
![]() |
Bardzo oryginalna pisownia nazwy naszego kraju po angielsku ;) |

Domyślam się, że wybudowanie domu na takich podporach jest tańsze niż budowa drogi/zjazdu |
![]() |
'Naga' owca |
![]() |
Young Island Resort |
![]() |
Nasz hotel |
![]() |
Plaża przy hotelu |
Już pierwszego dnia udaliśmy się na objazdową wycieczkę po zachodnim wybrzeżu, dojechaliśmy do Wallilabou, urokliwego miejsca, gdzie były kręcone sceny do pierwszej części Piratów z Karaibów. Tam zostaliśmy namówieni na krótką wycieczkę łódką, taką z wiosłami. Woda była niezwykle ciepła i przejrzysta, dno było usiane jeżowcami. Po powrocie na ląd zwiedziliśmy budynki, w których znajdowało się sporo rekwizytów związanych z filmem: zdjęcia, pirackie dekoracje, armaty, itd. Pan, który zabrał nas na wycieczkę swoją łódką bardzo pozytywnie zareagował na informację, że jesteśmy z Polski. Okazało się, że wielu rodaków odwiedza Saint Vincent i na miejscu nawet jest polska flaga, prawie cała zapełniona podpisami Polakow, którzy byli w Wallilabou.





Następnego dnia mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na la Soufrière, czynny wulkan na Saint Vincent. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1979 roku, na szczęscie nie było ofiar. Wulkan wznosi się na ponad 1200 m.n.p.m. Jazda od naszego hotelu do wulkanu zajęła nam mniej więcej godzinę. Zmiana butów i można się wspinać. Na pewnym etapie wchodzenia na wulkan przechodzi się przez las deszczowy, w którym można zobaczyć papugi, niestety nie mieliśmy szczęścia. W lesie było duszno i parno, chociaż znośnie, możliwe, że dlatego iż tego dnia było dosyć chłodno, jak na Karaiby, oraz pochmurno. Obawialiśmy się deszczu. Tuż przed szczytem weszliśmy w chmury, które okazały się być tego dnia bardzo nisko, w efekcie nie mieliśmy prawie w ogóle widoku na krater, chwilami kiedy zawiał wiatr udało nam się coś zobaczyć, ale bardzo mało. Jest również możliwość zejścia po linie do krateru, my jednak nie probowaliśmy.
![]() |
Wnętrze krateru |


Kolejny dzień naszej wycieczki miał być dla nas totalnym relaksem i można chyba powiedzieć, że skorzystaliśmy ze 'stereotypowych' atrakcji, wykupiliśmy sobie całodniową wycieczkę katamaranem po Grenadynach, z firma Fantasea Tours. Koszt rejsu to 150$, picie wliczone w cenę, organizator zapewniał awiomarin dla potrzebujących oraz sprzęt do snorkellingu.
Zacznę od tego, że na Grenadyny składa się ponad 600 wysp, znajduja się one pomiędzy wyspami Saint Vincent i Grenadą. Załoga naszego katamarana wzięła najpierw kurs na Tobago Cays, jest to archipelag 5 wysepek, przecudowne miejsce, właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie Karaiby - piękna turkusowa woda i wystające z niej malutkie piaszczyste wysepki. Zacumowaliśmy i siup do wody, najpierw popłyneliśmy w kierunku jednej z wysepek, dno było piaszczyste z przeogromną ilością jeżowców oraz wieloma konchami. Wyspę można było przejść w 10 krokach, więc zaraz znowu znalazłam się w wodzie, podziwiałam rafę koralową z jej malutkimi i barwnymi mieszkańcami. Mieliśmy ogromne szczęście, ponieważ pływał tam sobie całkiem spory żółw zielony i czymś się zajadał, nie specjalnie zwracał na nas uwagę.


![]() |
Tobago Cays |


Po Tobago Cays popłynęliśmy na Union Island, gdzie zjedliśmy lunch i chwilę odpoczęliśmy na plaży, nie było to miejsce, gdzie miały czekać nas jakiekolwiek atrakcje.
![]() |
Wypoczynek pod palmami |
Ostatnim miejscem do ktorego zawinął nasz katamaran była wyspa Mayreau, która jest najmniejszą z zamieszkanych wysp spośród wszystkich Grenadyn. Plaża, na której odpoczywaliśmy była niegdyś uznawana za jedną z najładniejszych na świecie, niestety została mocno poturbowana w trakcie jakiegoś sztormu, który zabrał piasek i palmy. Jednak dla mnie to miejsce nadal było bardzo ładne, jak więc musiało wyglądać wcześniej? Było to dosyć ciekawe miejsce, z jednej strony wyspy znajdowała się piękna plaża ze spokojną wodą a z drugiej piaszczysto-kamienista i wzburzone fale.
![]() |
Mały 'park' pośrodku wyspy |
![]() |
Spokojna strona Mayreau |
![]() |
Nasz katamaran Fantasea Tours |
![]() |
Druga strona Mayreau |
![]() |
Saline Bay na Mayreau |
Z Mayreau popłynęliśmy prosto na Saint Vincent, kolacja i lulu, następnego dnia pojechaliśmy do Kingstown aby szybko przejść się jeszcze po mieście, wysłać pocztówki, to akurat tylko ja, oraz kupić pamiątki. Na lotnisko pojechaliśmy taksówka, zapłaciliśmy ok. 25 ECD (Eastern Caribbean Dollar). W drodze powrotnej mieliśmy lądowanie na Saint Lucia'i, było to dokładnie miesiąc po tym jak odwiedziliśmy tę wyspę z naszej wycieczki rejsowcem, statek nawet stał w porcie.
![]() |
Widok z restauracji, w której jedliśmy kolacje |
![]() |
Do przystani podpływały jachty, na których turyści spędzali wakache |
Było to 7-ma wyspa, która odwiedziliśmy na Karaibach i najbardziej podobało mi się właśnie to miejsce. Może ze względu na to, że mieliśmy więcej czasu na zapoznanie się z wyspą, było mniej turystów, ale przede wszystkim z tego powodu, że jest to naprawdę przepiękny kraj, gdzie można spędzić urlop plażując i eksplorując okolice. Na pewno z chęcią bym tam wróciła.
Przelicznik ECD jest stały w stosunku do USD i wynosi 2,6.
Zdjęcia wykonał nasz kumpel, Dawid.